Jestem niezalogowany   zaloguj mnie   /   rekrutacja


Forum - Świat Tajemnic


Nowy temat  |  Spis tematów Nowszy wątek  |  Starszy wątek
Coś co chcecie pokazać
Ilość wypowiedzi w tej dyskusji: 7006
wyckret

7 stycznia 2007

Witam wszystkich. Otóż pomyślałem sobie, że można by założyć temat specjalnie przeznaczony na...właśnie, co?

Wszystko czym chcielibyście się pochwalić, pokazać innym, lub rozreklamować. Można tu wrzucać linki, filmiki, muzykę, obrazki itp.

Czym to się różni od innych tematów? Niczym. Ale żeby nie doprowadzać do sytuacji offtopikowania, przerywania dyskusji, wszystko, co chcecie można tu wrzucić. Co o tym myślicie? Jeżeli, pomysł Wam nie odpowiada, nie piszcie, temat odejdzie w zapomnienie.


Czyńmy zło! ]:->
 
nicze

29 marca 2018

Ja takimi wypowiedziami się nie podniecam

Oczekujecie czegoś szczegółowego.
Zawalał bym Was tutaj
jakimiś
swoimi szczegółowymi dociekaniami

i byście mieli pretensje o szczegółowość


Konkretnie chcieli byście
fizycznie
dostać między oczy
i zwalić się na ziemię.

Dowcip polega na różnych odsłonach poziomach
widzenia spraw.

Ja wam nic nie poradzę
na waszą wyobraźnię

po to jest forum aby
podzielić się swoimi przemyśleniami punktem widzenia

natomiast czy ktoś coś
z tego wyniesie
to już jego sprawa i ewentualny zysk
lub strata.

Czy ubliżać komuś
w ramach prostej prawdy
że co ślepemu po oczaćh

Memri tv
AncientBlast
https://vid.me/AncientBlast
 
nicze

29 marca 2018

https://www.youtube.com/watch?v=g0xU7gb3DCM

po co się podniecać

na każdym kroku
jedno się mówi

co innego robi i wychodzi.
 
nicze

29 marca 2018

Problem jest aby wiedzieć o różnych rzeczach
bo nie jest nudno

ale w momencie
gdy nie ma się na to wpływu
po co
będę szczegółami się zajmował
szkoda czasu

chodzi mi aby
nie być czymś zaskoczony jak zaistnieje
i zdawać sobie sprawę
co jest w pakiecie dalej...
 
nicze

29 marca 2018

https://www.youtube.com/watch?v=DrYCr63gzd0

załóżmy to jest umiarkowany internauta
z Poznania

Dobre
"niektóre dzieciaki mają siano w głowie"
 
nicze

29 marca 2018

NOWY KODEKS PRACY ! OBOWIĄZEK DONOSZENIA NA WŁASNĄ RODZINĘ POD KARĄ FINANSOWĄhttps://www.youtube.com/watch?v=zavNDSm8jgg

było by śmieszne jakby było
publikowane w ramach sezonu ogórkowego.
 
wendol

29 marca 2018

nicze:
koniec rozmowy bo
skończę ze swoja powściągliwością
i będzie niemiło

chyba że kolega sympatyczny ściągnie na spotkanie trzy skrzynki piwa

i jakoś się znieczulimy.

nicze:
Konkretnie chcieli byście
fizycznie
dostać między oczy
i zwalić się na ziemię.

Sorry Nicze, ale nie rozmawiam z osobami, które mówią o piciu dużej ilości alkoholu, braku powściągliwości i rękoczynach.
Poszukaj sobie innego kompana.
Postawisz trzy skrzynki piwa i ktoś na pewno się znajdzie, a może nawet będzie się chciał z Tobą bić.
Ten, kto wygra, będzie miał rację w "dyskusji".
To dość "oryginalny" sposób rozstrzygania sporów.

Ciekawe, że zadałem Ci pytanie, czego Ty właściwie byś chciał, a Ty z takimi tekstami wyjeżdżasz.
 

Nie idź przede mną, bo może za tobą nie pójdę. Nie idź za mną, bo może nie potrafię pokazać ci drogi. Idź koło mnie i bądź moim przyjacielem. http://wendol.cba.pl wendol@o2.pl
nicze

29 marca 2018

wendol:
czego Ty właściwie byś chciał


potrzebuje mieć prawidłową
analizę stanu obecnego
i ewentualnej przyszłości z tego wynikającej

i nie bawi mnie jak ktoś usiłuje wrzucić mnie w oglądanie
"drobiazgów"
w sensie
rzeczy które
są nie do zrealizowania

i załóżmy te słowa o sienie w głowie
i nie wiedzeniu
a właściwie nie chceniu wiedzieć
ze tu jest tak średnio ciekawie

to wszystko mnie nie bawi

Jakkolwiek jednostka nic tu nie zmieni
to nie lubię "stada"
jako dawcę wszystkich reguł
gdzie wyznają jeden zatwierdzony punkt widzenia

bo z takiego stanu spraw nie ma postępu.
 
rosomak

29 marca 2018

nicze:
chodzi mi aby
nie być czymś zaskoczony jak zaistnieje
i zdawać sobie sprawę
co jest w pakiecie dalej...
Ja w dalszym ciągu nie wiem o co Ci chodzi.
Zarzucasz nam że szczegółowatość a To Ty ciągle wywlekasz z gardzieli internetu coraz to nowe fragmenty tej samej układanki. Nie wymagaj interesowania się i śledzenia każdego wątku który akurat Ciebie zainteresował lub wzburzył.
Dowodów na antypolonizm czy indolancje sądów jest sporo. Po co się nadal tym katować ?





nicze:
potrzebuje mieć prawidłową
analizę stanu obecnego
i ewentualnej przyszłości z tego wynikającej

Analiza stanu obecnego, przyprawia Cię o frustrację. Wyżywasz się na nas, bogu ducha winnych jak byśmy byli ciemniakami którzy nie wiedzą w jakim świecie żyją.

"Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę; daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego"
To kredo by ci się dobrze przysłużyło

Zastosuj Sztukę walki bez walki- skoro już wiesz że taki czy inny problem istnieje to po co utwierdzać go sobie i drążyć. To jak dłubanie w bolącym zębie. Pakujesz w siebie i przy okazji w nas negatywną energię i się jeszcze denerwujesz że nie chcemy tego przyjmować.
Weź lepiej wrzuć sposób na- jak to napisałeś- by zarobić coś na tym. To przynajmniej będzie pozytywne ;)
 
nicze

29 marca 2018

Po oczach żeby zwaliło
to można dostać przede
wszystkim
prawdą

ale tu to raczej niektórym nie grozi.

czy sprowadzić to do fizycznej przemocy

czy prawda można uderzyć
Bardzo trzeba się nakombinować aby takie coś zrobić
ale może możliwe

{Quźwa zastanów się
jaki bełkot wprowadzasz na te forum}



Cóż niektórzy mają jakąś taką wadę widzenia że jest to poza ich
możliwością
spojrzenia i uproszczenia sobie
patrzenia na rzeczy i świat.

Tu ich biją, tam popadają w alkoholizm

żadnego dystansu
do siebie
i do otoczenia.

Coś jest przenośnią coś żartem.



Żartem raczej nie jest niestety poziom wyobraźni niektórych

chyba że traktować to
jako stan z którym się nic więcej nie da zrobić

więc po co się tym męczyć.

Tak właśnie
tylko potem w spoółeczeństwie są jakieś jazdy
a bo ten z pisu tamten z peło
i bicie piany na cztery fajery.

I tak całe otoczenie
z klapkami na oczach
które daje się przeganiać od płota do płota.
 
tajne.tarot-marsylski.pl

 
nicze

29 marca 2018

rosomak:
Weź lepiej wrzuć sposób na- jak to napisałeś- by zarobić coś na tym.


Ja to widzę niestety tak
że jak coś nie jest zatwierdzone że można to rozwijać

to nikt na to nie pozwoli

to nie rozwiniesz tego
i tu jest kłopot tej "gry".

Patenty środki finansowe na jakąś produkcję czy działalność

z tej gry zawsze oddajesz procent
który może Ciebie zwinąć z rynku.

A zostanie ten
który sobie załatwił w postaci dotacji, ulg podatkowych ochrony przed dumpingiem, praw na wyłączność.
 
nicze

30 marca 2018

rosomak:



Chodzi o oczywistość jakiś faktów
w kwestii zarabiania pieniędzy
jakie na ten przykład obowiązują reguły

To masz przykład
Pana Kluski czy tego
od od butów który "rozmawia z ojcem Pio"
na tagentv

Znaczy jak masz zajęcie które doje tobie dochód może 5 może 10 tysięcy i wymaga jakiegoś umiarkowanego zaangażowania

to nikomu nie jest to sola w oku
chyba że masz osobistego wroga

Jeżeli chciałbyś mieć pięć razy tyle i niewiele robić to takich chętnych jest więcej
i stanowisz konkurencję
i zaczyna sie jazda.

ten od tych butów
Sensownie powiedział
że interes jemu szedł jak dostał wsparcie w postaci promocji i rozgłosu
i wtedy mógł liczyć na zyski
nie wiem stu tysięcy czy trzystu czy więcej.
Dopóki nie podpadł.

Jak podpadł to jemu się skończyło w jeden dzień przekręcił trend
i w krótkim czasie
trzy dni i już był na minusie
każdy dzień był już ze stratą.

Czyli to sa delikatne sprawy.

Dopasowanie co od Ciebie oczekują.

Druga sprawa twoje możliwości
branża w której pracujesz masz wykształcenie.

Czyli po to
https://www.youtube.com/watch?v=Fwi45CWYi6Q

zrobiłem analizę tego że gościu upraszcza sprawy
iż może kazano jemu powiedzieć w podsumowaniu że jakaś różnica jest 1%

że akurat dokładnie 1% jest niemożliwe
że może być około 10% może 15%
może 6%
pokazałem jak to wygląda obliczenie tego od strony matematycznej.

I teraz tak ja sobie mogę takie coś zrobić dla siebie
Bo jak wydaję na paliwo 300 złoty
za dużo nie jeżdżę
to zaoszczędzę
30 nikomu to specjalnie nie będzie przeszkadzało
dopóki będą to moje bardzo prywatne doswiadczenia
ale wyjść do ludzi to już z takim czymś nie można
Bo jak ktoś w większej skali będzie liczył 10% mniej
to jego "zaboli"
i nie będzie zadowolony.

Czyli rozbijasz się o problem czy
coś zrobić dla siebie bo chcesz wiedzieć jak coś działa
konkretnie w procentach
i traktujesz to jako zabawę dla siebie
czy chcesz podpaść
i wypisujesz jak ten co go zupełnie przypadkiem jakiś złodziej pozbawił rzycia
przyszedł tylko coś ukraść
a facet wypisywał na samochodzie że do jazdy potrzebna jemu tylko woda
to po prostu przegiął.

Czyli jak nawet coś jest w zasięgu do sprawdzenia to jak
z pierwszego enuzjazmu odpalenia pomysłu się nie zrobi
to potem ciężko coś skończyć.

Jakoś od paru lat rzadko coś przy samochodach
dłubię
miałem kiedyś opla na gazie to tam można było sobie dłubać
jak mam golfa diesela który się nie psuje
to szkoda go psuć
żeby dokładnie potwierdzać że że nie jest 1% różnicy a 10 czy 15.

Gdybym miał tamtego opla
to było to bezstresowe auto
i byłbym to zrobił aby nie niszczyć zaworów zbyt suchą mieszanką
tam się należało.


I to jest wszystko wokół tego oczywiste.
Każdy punkt.
Dla siebie dla własnej informacji można dużo
to jest motorem postępu
ale nie w momencie jak w ramach tego będziesz chciał zarobić
Na takie coś musisz mieć przyzwolenie
Czy przyzwolenie.

I tak jest ze wszystkim na poważniejszym poziomie.
 
nicze

30 marca 2018

Myślenie na czym zarobić jest
ciężkie.
 
rosomak

30 marca 2018

Nicze, to nic nowego że gdy się pojawiasz na świeczniku to stajesz się zauważalny. Widzą Cię i ci którzy kibicują i ci którym przeszkadzasz. Niestetyzazwyczaj nie zauważa się stu kibicujących a już jeden może przyprawić o ból głowy. W wielu dziedzinach panuje ta zasada, chociażby w handlu- : jeden zadowolony klient przyciągnie dziesięciu. Jeden niezadowolony zrazi do Ciebie stu.


nicze:
Myślenie na czym zarobić jest
ciężkie.

Nie takie ciężkie :)
Potrzebne są tylko 4 rzeczy. Odwaga, konsekwencja, kapitał i trochę wiedzy.a
Obecnie, w dobie internetu nawet pomysł nie musi być oryginalny.
Możliwości zarobku są spore tylko bądźmy realistami- jednemu na milion udaje się z totolotkiem i podobnie jest z biznesem- wielu próbuje ale niewielu trafia w punkt. Jest w dobrym miejscu o właściwym czasie jak ten facet od zegarków chinskich- słyszeliscie?
Kupił kontener wodoodpornych zegareczków, zaryzykował i obstawił nimi całe wybrzeze- sprzedawał je po 4 zł.- zarobił miliony.
 
nicze

30 marca 2018

Aby być bardziej
dokładnym

ten człowiek z tego warsztatu
badał moc silnika

to nie jest to samo co wydajność

Czyli samo przedstawienie problemu bardzo wielkiej tragedii nie było.

Czepiając się szczegółów
rozwinął bym bardziej
jego wątpliwości
że na dwójce to on może jechać
X km/h ale też 2X km/H

Równie dobrze te X km/h może jechać na 1 czy na 3

i też jest inna liczba obrotów

czyli do
poważnego użytkowania to temat nabiera schodków
bo na każdą porcje powietrza wypadało by korygować ilość mgły wodnej.


Chyba że w uproszczony sposób chce się działać.
ale wtedy
silnik dwa razy więcej zasysa powietrza
to mgła jest rzadsza
 
nicze

30 marca 2018

Jednak tych parę warunków musi
zajść w drodze do sukcesu.

Nie mam takiej koncepcji.

Jest też kwestia ryzyka finansowego
każdego założenia

dlatego udaje się to niewielu

a i tak potem ich biznesy są wchłaniane przez większe twory gospodarcze.

Kolega ma interes w branży medycznej
w sensie sprzedawcy dystrybutora produktu

w dobrych czasach miał zysk jakiś tam kilkaset tysięcy ale drugie tyle były koszty stałe
Do tego sezonowość sprzedaży.

Potem zawirowania z dostawcą
nowa polityka nowego dostawcy

Czyli to nie jest proste
nie ma prostego interesu.

Nawet piekarnia to nie jest klucz do sukcesu na całe życie.

Mówiąc o pracy własnej
dentysta potrafi wyciągnąć
na przykład 40 tysiecy
chirurg pewnie podobnie
to sa granice dochodów pracowania własnymi rękoma.

Poza tym
że jak kolesie pomogą zatrudnią ciebie w banku czy w orlenie
czy Kghm
tylko
to nie będzie stricte praca własnymi rękoma.
 
nicze

31 marca 2018

Tak poza tymi biznesowymi sprawami
https://www.youtube.com/watch?v=0Y44A4mb1wg

"znaleziono Młot Tora"

w kwietniu 2014 roku

to początek filmu
reszta jest w zasadzie nie do ogladania

bo nie ma nic ciekawego

I jest problem telewizja jest państwowa
czy puściła zupełny feik czy coś co pokazują zdjęcia realnie znaleźli.

I tu jest problem niemalże filozoficzny
w co wierzyć.

Jeżeli jest coś co pan Lucjan przedstawił
to trzeba było to "przetrawić"
od początku do końca
aby mieć odporność na manipulację
na skażenie fałszeminformacji specjalnie tworzonych
aby rozwodnić komus jasność widzenia.

Oczywiście że trudno w pewne rzeczy uwierzyć
Ale ja to tylko składam do głowy jako kolejną ciekawostkę

nie do końca szydząc że coś jest nieprawdą.

Goscie którzy nie przyjmują żadnej informacji do siebie
bo smierdzi fałszywością
bo ktos specjalnie im to podał żeby te prawdziwą pomiędzy pozbawić wartości

są pozbawieni wyobraźni
ale to coś czego co do takiej analizy potrzeba jasności umysłu.
 
nicze

31 marca 2018

Jest problem "oficjalnych" produkcji
typu strefa XI
popularnonaukowych z zacięciem na zjawiska niewyjaśnione

i mimo tego że zostały one emitowane normalnie w ogólnodostepnej telewizji
są potem usuwane z przestrzeni publicznej
czyli "właściciel materiału nie ma go na stronie
a użytkownicy z"kraju" którzy sobie dany program zapisali nie mogą go zawiesić na kanale
pod żadnym warunkiem
bo zastrzeżony
to jest przykład cenzury i robienia z ludzi durniów

bo cos jest dość dokładnie przedstawione
kolejny materiał powinien
to tylko precyzować

a kolejnego materiału nie ma.


I ktoś nie bierze pod uwagę że
że taki stan rzeczy jest
robieniem go w ciula.

Że za chwilę znowu przedstawią jemu dony problem jako "nowy"
i dalej nie powiedzą
dlaczego coś zachodzi

i to było badane jest przynajmniej trochę wyjaśnione.



Ostatnio
widziałem ze jakaś pani z resortowych dzieci
dostała fundusze na badanie wpływu spożywania drożdżówek w szkole.

tak te badania
będą ogólnie dostępne
nie utajnione
chyba że wykażą coś kompromitującego
ale od czego "radosny" ołówek.
 
Igor

31 marca 2018

Nicze

VI. ANOMALIE A POJAWIANIE SIĘ ODKRYĆ NAUKOWYCH

[1] Nauka normalna, a więc omawiana wyżej działalność polegająca na rozwiązywaniu łamigłówek, ma charakter zdecydowanie kumulatywny i jest niezwykle skuteczna w swoim dążeniu do stałego poszerzania zakresu i zwiększania precyzji wiedzy naukowej. Pod wszystkimi tymi względami pojęcie to zgodne jest z potocznymi wyobrażeniami o pracy naukowej. Pod jednym wszakże względem obraz ten jest mylący. Celem nauki normalnej nie jest odkrywanie nowych faktów czy tworzenie nowych teorii, i nie na tym polega jej skuteczność. Tymczasem nauka wciąż odkrywa nowe zjawiska, a uczeni co raz to wymyślają radykalnie nowe teorie. Badania historyczne nasuwają nawet myśl, że działalność naukowa stworzyła jedyną w swoim rodzaju potężną technikę wywoływania tego rodzaju niespodzianek. Jeśli ta cecha nauki zgodna ma być ze wszystkim, co powiedzieliśmy dotąd, to badania paradygmatyczne muszą być szczególnie skutecznym sposobem wyzwalania zmian w paradygmacie. Taki jest bowiem rezultat pojawiania się zasadniczo nowych faktów i teorii. Niebacznie powołane do życia w grze opartej na pewnym zespole reguł, wymagają one - by mogły zostać zasymilowane - opracowania nowego zespołu reguł. Z chwilą gdy stały się częścią nauki, działalność badawcza - przynajmniej w tych dziedzinach, których nowo odkryte fakty i teorie dotyczą - nie pozostaje nigdy tym samym, czym była dotąd.

[2] Obecnie zająć się musimy pytaniem, w jaki sposób zmiany tego rodzaju zachodzą, przy czym najpierw omówimy odkrycia nowych faktów, a następnie powstawanie nowych teorii. Rozróżnienie między wykrywaniem nowych faktów a formułowaniem nowych teorii okaże się jednak z miejsca sztucznym uproszczeniem. Jego sztuczność jest kluczem do szeregu zasadniczych tez niniejszej rozprawy. Rozważając w tym rozdziale wybrane odkrycia, przekonamy się szybko, że nie są one izolowanymi zdarzeniami, lecz rozciągłymi w czasie epizodami o regularnie powtarzalnej strukturze. Początek swój biorą one ze świadomości anomalii, tj. z uznania, że przyroda gwałci w jakiejś mierze wypływające z paradygmatu przewidywania, które rządzą nauką normalną. Dalszym krokiem są mniej lub bardziej rozległe badania obszaru, na którym ujawniają się anomalie. Epizod zamyka się dopiero wtedy, gdy teoria paradygmatyczna zostaje tak dopasowana do faktów, że to, co dotąd było anomalią, staje się czymś przewidywanym. Asymilacja nowego rodzaju faktu wymaga czegoś więcej niż rozszerzenia teorii i dopóki nie dostosuje się jej do faktów - dopóki uczony nie nauczy się patrzeć na przyrodę w nowy sposób - nowy fakt nie jest właściwie w ogóle faktem naukowym.

[3] Aby przekonać się, jak ściśle splecione są ze sobą odkrycia doświadczalne i teoretyczne, przyjrzyjmy się słynnemu przykładowi odkrycia tlenu. Co najmniej trzech uczonych rościć sobie może uzasadnione do niego pretensje, a wielu innych chemików w latach siedemdziesiątych XVIII stulecia musiało uzyskiwać w swych przyrządach laboratoryjnych - nie zdając sobie z tego sprawy - wzbogacone powietrze. Postęp nauki normalnej, w tym wypadku chemii pneumatycznej, utorował drogę przełomowi. Pierwszym z pretendentów jest szwedzki aptekarz C. W. Scheele, który otrzymał czystą próbkę tego gazu. Możemy jednak pominąć wyniki jego prac, nie zostały one bowiem opublikowane do czasu, kiedy o odkryciu tlenu donosić zaczęto powszechnie, a wobec tego nie miały wpływu na interesujący nas tu schemat historyczny. Drugim z kolei pretendentem do tytułu odkrywcy tlenu był angielski uczony i teolog Joseph Priestley. Zebrał on gaz wyzwalający się podczas ogrzewania czerwonego tlenku rtęci. Było to jedno z doświadczeń związanych z badaniami nad "różnymi rodzajami powietrza" wyzwalającymi się z wielu ciał stałych. W roku 1774 uznał on, że otrzymany gaz jest tlenkiem azotu, a w roku 1775, na podstawie dalszych doświadczeń, że jest to zwykłe powietrze z mniejszą niż zazwyczaj zawartością flogistonu. Trzeci z pretendentów, Lavoisier, podjął doświadczenia, które doprowadziły go do odkrycia tlenu - po pracach Priestleya z roku 1774 i niewykluczone, że wskutek jakiejś wzmianki o nich. Na początku 1775 roku Lavoisier donosił, że gaz uzyskiwany w wyniku ogrzewania czerwonego tlenku rtęci jest "czystym powietrzem bez żadnych zanieczyszczeń [z tym że]... czystszym i lepiej nadającym się do oddychania". W roku 1777 Lavoisier uznał, prawdopodobnie korzystając znów z doniesień o pracach Priestleya, że jest to gaz szczególnego rodzaju, jeden z dwu głównych składników atmosfery. Był to wniosek, którego Priestley nie mógł uznać do końca swego życia.

[4] Taki schemat dokonywania odkryć nasuwa pytanie, które można postawić w wypadku wszystkich nowych zjawisk, jakie kiedykolwiek przyciągały uwagę uczonych. Kto - Priestley czy Lavoisier - odkrył tlen? I kiedy ostatecznie tlen został odkryty? W tej ostatniej wersji pytanie to można zadać również wtedy, gdy istnieje tylko jeden pretendent do miana odkrywcy. Jeśli chodzi bezpośrednio o kwestię pierwszeństwa czy daty, odpowiedź na te pytania w ogóle nas tu nie interesuje. Jednakże próba jej udzielenia mówi nam coś o naturze odkryć - odpowiedź na tak postawione pytanie w ogóle bowiem nie istnieje. Odkrycie nie jest tego rodzaju procesem, w wypadku którego pytanie takie byłoby na miejscu. Fakt, że pytania takie są stawiane (od lat osiemdziesiątych XVIII wieku wielokrotnie spierano się o to, komu przysługuje pierwszeństwo odkrycia tlenu), świadczy o pewnym skrzywieniu obrazu nauki przyznającego tak wielką rolę odkryciu. Wróćmy raz jeszcze do naszego przykładu. Pretensja Priestleya do pierwszeństwa oparta jest na tym, że jako pierwszy otrzymał on gaz, który później uznano za odrębną substancję. Ale próbka gazu otrzymana przez Priestleya nie była czysta. Jeśli zaś uznać, że uzyskanie nieczystego tlenu jest równoznaczne z jego odkryciem, to dokonywał tego każdy, kto kiedykolwiek zbierał w zamkniętym naczyniu atmosferyczne powietrze. Ponadto jeśli Priestley jest odkrywcą, to kiedy dokonał swojego odkrycia? W roku 1774 sądził on, że otrzymał tlenek azotu - gaz, który już znał. W roku 1775 uznał, że wyodrębniona substancja jest zdeflogistonowanym powietrzem - a więc ciągle jeszcze nie ma mowy o tlenie ani w ogóle o jakimś nie przewidywanym dla zwolenników teorii flogistonowej rodzaju gazu. Pretensja Lavoisiera jest lepiej uzasadniona, ale rodzi te same problemy. Jeśli odmawiamy pierwszeństwa Priestleyowi, to nie możemy go przyznać również pracy Lavoisiera z roku 1775, w wyniku której traktował on otrzymany gaz jako "czyste całkiem powietrze". Być może czekać mamy do roku 1776 lub 1777, kiedy Lavoisier nie tylko odkrył nowy gaz, ale zrozumiał, czym on jest. Ale nawet taka decyzja byłaby problematyczna, gdyż w roku 1777, i do końca swego życia, Lavoisier twierdził, że tlen jest atomową "zasadą kwasowości" i że gaz ten powstaje wówczas, gdy "zasada" ta łączy się z cieplikiem - fluidem cieplnym. Czy mamy zatem uznać, że tlen nie był jeszcze odkryty w roku 1777? Niektórzy skłaniać się mogą do takiego wniosku. Ale pojęcie zasady kwasowości przetrwało w chemii nawet po roku 1810, a pojęcie cieplika - aż do lat sześćdziesiątych XIX wieku. Tlen zaś uznany został za pierwiastek chemiczny z pewnością wcześniej.

[5] Widać więc wyraźnie, że do analizy takich zdarzeń jak odkrycie tlenu niezbędne jest nowe słownictwo i nowy aparat pojęciowy. Choć zdanie: "tlen został odkryty" jest niewątpliwie słuszne, to jednak jest mylące, sugeruje bowiem, że odkrycie czegoś jest jednostkowym prostym aktem, przypominającym ujrzenie czegoś (przy czym to obiegowe rozumienie aktu widzenia jest również problematyczne). W związku z tym uznajemy, że odkrycie czegoś, podobnie jak ujrzenie czy dotknięcie, można jednoznacznie przypisać jakiejś jednostce i osadzić w ściśle oznaczonym czasie. W istocie rzeczy daty nigdy nie sposób określić dokładnie, a i autorstwo pozostaje często wątpliwe. Pomijając Scheelego, możemy spokojnie uznać, że tlen nie został odkryty przed rokiem 1774 i że w roku 1777 lub nieco później był on już znany. Ale w tych - lub innych podobnych - granicach wszelka próba bliższego określenia daty musi być nieuchronnie arbitralna. Odkrycie nowego rodzaju zjawiska jest bowiem z konieczności procesem złożonym; składa się nań zarówno wykrycie tego, że coś istnieje, jak i tego, czym to coś jest. Zauważmy na przykład, że gdybyśmy uznawali tlen za zdeflogistonowane powietrze, nie mielibyśmy najmniejszej wątpliwości co do pierwszeństwa Priestleya, ale nadal nie potrafilibyśmy dokładnie określić daty. Jeśli jednak w odkryciu obserwacja łączy się nierozerwalnie z konceptualizacją, fakty z dopasowywaną do nich teorią, to jest ono procesem i musi trwać w czasie. Tylko wówczas, gdy wszystkie niezbędne do ujęcia danego faktu kategorie pojęciowe są już z góry gotowe, odkrycie, że coś istnieje, i wykrycie, czym to coś jest, może się dokonać jednocześnie i niemal w jednej chwili. W takim jednak wypadku nie jest to odkrycie faktu nowego rodzaju.

[6] Jeśli odkrycie wiąże się z trwającym w czasie (choć niekoniecznie długo) procesem pojęciowego przyswajania, to czy oznacza ono również zmianę paradygmatu? Na to pytanie nie można jeszcze dać ogólnej odpowiedzi. W interesującym nas jednak przypadku odpowiedź musi być twierdząca. Począwszy od roku 1777, Lavoisier w swoich pracach pisze nie tyle o odkryciu tlenu, ile o tlenowej teorii spalania. Teoria ta staje się podstawą do tak zasadniczego przebudowania całej chemii, że traktuje się ją zazwyczaj jako rewolucję w chemii. Gdyby bowiem odkrycie tlenu nie przyczyniło się w tak wielkim stopniu do powstania nowego paradygmatu w chemii, problem pierwszeństwa, od którego rozpoczęliśmy naszą analizę, nie wydawałby się tak ważny. W tym wypadku, podobnie jak w innych, wartość, jaką wiążemy z odkryciem nowego zjawiska, i wysoka ocena jego autora zależą od tego, w jakiej mierze zjawisko to pogwałciło naszym zdaniem przewidywania formułowane na gruncie danego paradygmatu. Zauważmy jednak już tutaj (gdyż będzie to miało znaczenie w dalszych rozważaniach), że samo odkrycie tlenu nie stanowiło jeszcze przyczyny przeobrażeń teorii chemicznej. Lavoisier był przekonany, że z teorią flogistonową nie wszystko jest w porządku i że ciała spalane przyłączają jakiś składnik atmosfery, na długo przed tym, nim w jakikolwiek sposób przyczynił się do odkrycia nowego gazu. Donosił o tym już w roku 1772 w pracy złożonej sekretarzowi Francuskiej Akademii Nauk. Badania nad tlenem doprowadziły do tego, że dawne podejrzenia Lavoisiera co do istnienia jakiegoś błędu w teorii przybrały zupełnie nową postać. Dojrzał on w tlenie to, co przygotowany był już odkryć: substancję, którą spalane ciało pobiera z atmosfery. Ta wstępna świadomość trudności była istotnym czynnikiem, który pozwolił dojrzeć Lavoisierowi w doświadczeniach takich jak Priestleya gaz, którego on sam ujrzeć nie potrafił. Z kolei fakt, że do dostrzeżenia tego niezbędna była rewizja funkcjonującego dotąd paradygmatu, uniemożliwił Priestleyowi do końca jego drugiego życia zrozumienie własnego odkrycia.

[7] Aby mocniej uzasadnić to, co powiedzieliśmy dotąd, a zarazem przejść od omawiania istoty odkryć naukowych do zrozumienia warunków, w jakich się one wyłaniają, rozpatrzymy jeszcze dwa krótkie przykłady. Chcąc wskazać na główne drogi dokonywania odkryć, wybraliśmy takie przykłady, które różnią się zarówno między sobą, jak i od omówionego odkrycia tlenu. Przykład pierwszy: promienie X - to klasyczny przykład odkryć przypadkowych, zdarzających się o wiele częściej, niż można sądzić na podstawie standardowych doniesień naukowych. Cała historia rozpoczęła się w dniu, kiedy Roentgen przerwał normalne badania nad promieniami katodowymi, ponieważ zauważył, że w trakcie wyładowania żarzy się ekran znajdujący się w pewnej odległości od jego przyrządu. Dalsze badania - trwające przez siedem gorączkowych tygodni, w trakcie których Roentgen nie opuszczał swego laboratorium - wskazały, że przyczyną żarzenia są promienie biegnące po linii prostej z rurki katodowej, że rzucają one cienie, że nie uginają się w polu magnetycznym oraz szereg innych szczegółów. Jeszcze przed ogłoszeniem swojego odkrycia Roentgen doszedł do przekonania, że zaobserwowane zjawisko nie jest spowodowane przez promienie katodowe, lecz przez jakiś czynnik zdradzający przynajmniej pewne podobieństwo do promieni świetlnych.

[8] Zdarzenie to, nawet w tak krótkim ujęciu, bardzo przypomina odkrycie tlenu. Lavoisier, jeszcze nim rozpoczął doświadczenia z czerwonym tlenkiem rtęci, przeprowadzał eksperymenty, które dawały wyniki nie mieszczące się w przewidywaniach formułowanych na gruncie paradygmatu flogistonowego. Badania Roentgena rozpoczęły się od stwierdzenia, że jego ekran wbrew wszelkim przewidywaniom żarzy się. W obu wypadkach wykrycie anomalii, tj. zjawiska, którego nie pozwalał oczekiwać paradygmat, utorowało drogę do dostrzeżenia czegoś zasadniczo nowego. W obu jednak wypadkach stwierdzenie, że coś jest nie tak, jak być powinno, stanowiło dopiero preludium odkrycia. Zarówno tlen, jak i promienie X wyłoniły się dopiero w wyniku dalszych doświadczeń i prac teoretycznych. Ale jak rozstrzygnąć na przykład, w którym momencie badania Roentgena doprowadziły faktycznie do odkrycia promieni X? W każdym razie nie doszło do tego wtedy, gdy stwierdzono samo żarzenie się ekranu. Zjawisko to stwierdził co najmniej jeszcze jeden badacz, który jednak - ku swemu późniejszemu zmartwieniu - niczego nie odkrył. Jest również zupełnie jasne, że daty odkrycia nie można przesunąć na ostatnie dni owych siedmiotygodniowych badań, kiedy to Roentgen dochodził własności nowego promieniowania, którego istnienie poprzednio stwierdził. Możemy tylko powiedzieć, że promienie X odkryte zostały w Wurzburgu między 8 listopada a 28 grudnia 1895 roku.

[9] Pod innym jednak względem analogia między odkryciem promieni X a odkryciem tlenu jest o wiele mniej oczywista. W odróżnieniu od tego ostatniego odkrycie promieni X nie wywołało, przynajmniej przez pierwsze dziesięć lat, żadnego wyraźnego przewrotu w teorii naukowej. W jakim więc sensie można mówić, że przyswojenie tego odkrycia wymagało zmiany paradygmatu? Istnieją podstawy, by twierdzić, że zmiana taka w ogóle nie miała tu miejsca. Paradygmaty, które akceptował Roentgen i jego współcześni, z pewnością nie pozwalały przewidzieć istnienia promieni X. (Elektromagnetyczna teoria Maxwella nie była jeszcze powszechnie przyjęta, a traktowanie promieni katodowych jako strumieni cząstek było tylko jedną z wielu rozpowszechnionych spekulacji). Ale też żaden z tych paradygmatów nie wykluczał istnienia promieni X w tak oczywisty sposób, jak teoria flogistonowa wykluczała podaną przez Lavoisiera interpretację Priestleyowskiego gazu. Przeciwnie, teorie uznawane w roku 1895 dopuszczały szereg rodzajów promieniowania - widzialnego, podczerwonego i nadfioletowego. Dlaczego więc promienie X nie miałyby zostać uznane za jeszcze jeden rodzaj dobrze znanej klasy zjawisk przyrody? Dlaczego nie odniesiono się do ich wykrycia tak, jak, powiedzmy, do odkrycia nowego pierwiastka chemicznego? Przecież w czasach Roentgena poszukiwano nowych pierwiastków, które miałyby zająć puste miejsca w układzie okresowym. Poszukiwania takie były czymś w pełni usankcjonowanym w ramach nauki normalnej i jeśli kończyły się sukcesem, była to raczej okazja do gratulacji niż do zdziwienia.

[10] Odkrycie promieni X wywołało jednak nie tylko zdumienie, ale wstrząs. Lord Kelvin początkowo uznał je za dobrze pomyślaną bajeczkę. Inni, nie mogąc zaprzeczyć oczywistości zjawiska, byli całkiem oszołomieni. Aczkolwiek obowiązująca teoria nie wykluczała istnienia promieni X, odkrycie ich podważyło mocno ugruntowane oczekiwania. Oczekiwania te znajdowały, jak sądzę, wyraz w sposobie projektowania aparatury laboratoryjnej i interpretacji jej funkcjonowania. Około roku 1890 wiele laboratoriów europejskich rozporządzało aparaturą do wytwarzania promieni katodowych. Jeśli Roentgen otrzymał promienie X za pomocą swojej aparatury, należało przypuszczać, że mieli z nimi do czynienia, nie wiedząc o tym, również inni eksperymentatorzy. Być może promienie te - które mogły z powodzeniem mieć również i inne nieznane źródła - wpływały na procesy tłumaczone dotąd bez odwoływania się do istnienia takich promieni. W każdym zaś razie na przyszłość trzeba było zaopatrywać dobrze znane przyrządy laboratoryjne w osłony ołowiane. Przeprowadzone dotąd badania w ramach ustalonych procedur wymagały powtórzenia, skoro uczeni nie uwzględniali w nich i nie kontrolowali jednego z czynników wpływających na przebieg badanych procesów. Promienie X otworzyły z pewnością nowe pole badań i w ten sposób rozszerzyły potencjalny zakres nauki normalnej. Co ważniejsze jednak, przekształciły one również istniejące wcześniej obszary badań. Kazały one inaczej spojrzeć na wyposażenie aparaturowe uznawane dotąd za paradygmatyczne.

[11] Krótko mówiąc, decyzja korzystania w określony sposób z pewnego rodzaju przyrządów oparta jest, świadomie lub nieświadomie, na założeniu, że będzie się miało do czynienia tylko z określonym rodzajem okoliczności. W nauce mamy do czynienia nie tylko z przewidywaniami teoretycznymi, ale i instrumentalnymi - i często odgrywają one w jej rozwoju decydującą rolę. Jedno z takich przewidywań zaważyło na historii spóźnionego odkrycia tlenu. Korzystając ze standardowej metody sprawdzania "czystości powietrza", zarówno Priestley, jak Lavoisier mieszali dwie objętości nowo otrzymanego gazu z jedną objętością tlenku azotu, wstrząsali mieszaninę nad wodą i mierzyli objętość pozostałości. Dotychczasowe doświadczenia, na których oparta była ta metoda, wskazywały, że w wypadku powietrza atmosferycznego otrzymuje się jedną objętość, natomiast w wypadku innych gazów (oraz zanieczyszczonego powietrza) pozostałość gazowa ma objętość większą. W doświadczeniach z tlenem obaj stwierdzili, że otrzymują mniej więcej jedną objętość gazu, i odpowiednio identyfikowali badany gaz. Dopiero o wiele później, częściowo zawdzięczając to przypadkowi, Priestley porzucił tę standardową metodę i próbował mieszać tlenek azotu ze swoim gazem w innych stosunkach. Stwierdził wówczas, że przy poczwórnej objętości tlenku azotu w ogóle nie pozostaje żaden gaz. Jego przywiązanie do starej metody usankcjonowanej przez dotychczasowe doświadczenie decydowało zarazem o przeświadczeniu, że nie mogą istnieć gazy, które zachowywałyby się tak, jak zachowuje się tlen.

[12] Przykładów tego rodzaju przytaczać można wiele. Tak więc jedną z przyczyn późnego rozpoznania rozpadu promieniotwórczego uranu było to, że badacze, którzy wiedzieli, czego należy się spodziewać przy bombardowaniu atomów uranu, korzystali z metod chemicznych odpowiednich dla pierwiastków lekkich. Czyż mając na uwadze to, że błędy wynikające z takiego przywiązania do metod eksperymentalnych zdarzają się w nauce nierzadko, mielibyśmy wnioskować, iż nauka powinna zrezygnować ze standardowych procedur sprawdzających i przyrządów? Bez nich nie sposób sobie wyobrazić jakichkolwiek badań. Paradygmatyczne procedury i zastosowania są równie niezbędne w nauce jak paradygmatyczne prawa i teorie i prowadzą do tych samych skutków. Nieuchronnie ograniczają obszar zjawisk dostępnych badaniom naukowym w każdym okresie. Jeśli to zrozumiemy, pojmiemy zarazem, dlaczego odkrycia takie, jak odkrycie promieni X, istotnie wymagają zmiany paradygmatu - a tym samym również zmiany metod i przewidywań - przez dany krąg specjalistów. Dzięki temu zrozumiemy również, dlaczego odkrycie to zdawało się wielu uczonym otwierać nowy dziwny świat i przez to efektywnie przyczyniło do kryzysu, który doprowadził do powstania fizyki współczesnej.

[13] Ostatni przykład, który rozpatrzymy - wynalazek butelki lejdejskiej - należy do klasy odkryć, które potraktować można jako inspirowane przez teorie. Na pierwszy rzut oka określenie to wydawać się może paradoksalne. Większość naszych dotychczasowych wywodów wskazywała, że odkrycia przewidziane przez istniejącą teorię należą do nauki normalnej i nie prowadzą w rezultacie do nowego rodzaju zjawisk. Wspomniałem na przykład wcześniej o dokonanych w drugiej połowie ubiegłego stulecia odkryciach nowych pierwiastków chemicznych, traktując je jako rezultat badań w ramach nauki normalnej. Nie wszystkie jednak teorie są teoriami paradygmatycznymi. Zarówno w okresach przedparadygmatycznych, jak w czasach kryzysów, które prowadzą do zasadniczych zmian paradygmatów, uczeni formułują zazwyczaj wiele spekulatywnych i nie opracowanych w szczegółach teorii, które mogą torować drogę odkryciom. Wówczas jednak często zdarza się, że dokonywane odkrycia nie są tym, czego spodziewano się na gruncie spekulatywnych, prowizorycznych hipotez. Dopiero wtedy, gdy eksperyment i teoria zostają dopracowane i dopasowane do siebie, pojawiają się nowe odkrycia, a teoria staje się paradygmatem.

[14] Odkrycie butelki lejdejskiej ujawnia dobitnie wszystkie te cechy, jak i wiele z omówionych poprzednio. U jego początków nie istniał jeszcze jeden wspólny paradygmat badań nad elektrycznością. Istniało natomiast kilka współzawodniczących teorii opartych na stosunkowo łatwo dostępnych zjawiskach. Żadnej z nich nie udało się dobrze uporządkować ogółu różnorodnych zjawisk elektrycznych. Te niepowodzenia są źródłem szeregu anomalii, które legły u podłoża odkrycia butelki lejdejskiej. Jedna ze współzawodniczących szkół traktowała elektryczność jako fluid. Koncepcja ta nasunęła badaczom pomysł zbierania tego fluidu w butelce. W tym celu do trzymanego w ręku naczynia wypełnionego wodą wprowadzali przewód wiodący od maszyny elektrostatycznej. Odłączając butelkę od maszyny i dotykając drugą ręką wody lub zanurzonego w niej przewodu, odczuwa się silny wstrząs. Jednak te pierwsze doświadczenia nie doprowadziły jeszcze do wynalazku butelki lejdejskiej. Trwało to znacznie dłużej i znów nie sposób powiedzieć dokładnie, kiedy proces ten dobiegł końca. Pierwsze próby zbierania fluidu elektrycznego udawały się tylko dlatego, że eksperymentator, stojąc sam na ziemi, trzymał butelkę w rękach. Badacze elektryczności mieli się jeszcze przekonać, że naczynie musi być wyposażone w zewnętrzną i wewnętrzną osłonę będącą dobrym przewodnikiem i że w gruncie rzeczy żadnego fluidu w butelce nie zebrano. Dopiero w toku badań, które im to wyjaśniły i które w efekcie doprowadziły właśnie do wyraźnych anomalii, powstał przyrząd, który zwykliśmy nazywać butelką lejdejską. Co więcej, te same doświadczenia, które do wynalazku tego ostatecznie doprowadziły, a które w znacznym stopniu zawdzięczamy Franklinowi, ujawniły zarazem konieczność zasadniczej rewizji koncepcji elektryczności fluidu, dostarczając tym samym pierwszego pełnego paradygmatu badań nad elektrycznością.

[15] Wskazane wyżej cechy trzech omówionych przykładów są - w większym lub mniejszym zakresie (odpowiadającym kontinuum od wyników zaskakujących po oczekiwane) - wspólne wszystkim odkryciom, które prowadzą do poznania nowego typu zjawisk. Charakteryzuje je m.in.: wstępne uświadomienie sobie anomalii, stopniowe i jednoczesne wyłanianie się nowych obserwacji i pojęć, a w konsekwencji zmiana paradygmatycznych kategorii i procedur badawczych, czemu towarzyszy zazwyczaj opór tradycji. Co więcej, istnieją świadectwa przemawiające za tym, że są to zarazem cechy charakterystyczne samego procesu postrzegania. Na szczególną uwagę zasługuje pewien mało znany poza kręgiem specjalistów eksperyment psychologiczny przeprowadzony przez Brunera i Postmana. Prosili oni badane osoby o identyfikację, po krótkich seriach ekspozycji, kart do gry. Wiele kart było zupełnie zwykłych, niekiedy jednak zdarzały się anomalie w postaci na przykład czerwonej szóstki pik albo czarnej czwórki kier. Każda faza doświadczenia polegała na pokazywaniu pojedynczej osobie jednej karty w serii stopniowo przedłużanych ekspozycji, przy czym każdorazowo pytano badanego, co widział. Doświadczenie kończyło się po dwóch kolejnych prawidłowych odpowiedziach.

[16] Wiele badanych osób nazywało większość kart nawet przy najkrótszej ekspozycji, a przy nieznacznym jej przedłużeniu wszyscy nazywali wszystkie karty. W wypadku normalnych kart rozpoznania były na ogół prawidłowe, ale karty niezwykłe uznawano niemal zawsze, bez wyraźnego wahania czy zakłopotania, za zwykłe. Na przykład czarną czwórkę kier utożsamiano albo z czwórką kier, albo z czwórką pik. Nie zdając sobie sprawy z istnienia jakiegokolwiek problemu, włączano ją natychmiast do jednej z przyswojonych uprzednio kategorii pojęciowych. Trudno byłoby nawet powiedzieć, że badani widzieli coś innego, niż identyfikowali. Kiedy ekspozycję nieprawidłowych kart przedłużano, zaczynały się wahania i zaczynano uświadamiać sobie występowanie anomalii. Na przykład na widok czerwonej szóstki pik mówiono niekiedy: "To szóstka pik, ale coś jest w niej dziwnego, wokół czarnego pola są czerwone brzegi". Przy dalszym przedłużaniu ekspozycji zmieszanie i zdziwienie wzrastało, a wreszcie, niekiedy zupełnie nagle, większość osób zaczynała identyfikować karty zupełnie poprawnie. Co więcej, po rozpoznaniu dwu lub trzech kart nieprawidłowych dalsze nasuwały znacznie mniej trudności. Jednak paru osobom nigdy nie udało się dopasować karty do odpowiedniej kategorii. Nawet podczas czterdziestej ekspozycji o przeciętnym trwaniu potrzebnym do właściwego rozeznania normalnych kart ponad 10 procent kart nieprawidłowych identyfikowano mylnie. Osoby, którym się nie powiodło, popadały niekiedy w stan silnego przygnębienia. Ktoś zawołał: "Nie potrafię powiedzieć, co to jest, wszystko mi jedno. Teraz to już nawet nie wygląda jak karta. Zupełnie nie wiem, jaki to kolor i czy jest to pik, czy kier. Nie jestem nawet pewny, jak wygląda pik. O mój Boże!". W następnym rozdziale będziemy mieli okazję spotkać uczonych zachowujących się niemal zupełnie w taki sam sposób.

[17] Czy to jako metafora, czy też jako odzwierciedlenie natury naszego umysłu - ten eksperyment psychologiczny ujawnia niezwykle prosty i przekonywający schemat procesu dokonywania odkryć naukowych. W nauce, jak w doświadczeniu z kartami, to, co nowe, wyłania się z trudem, napotyka opór wyrastający z utartych przewidywań. Początkowo nawet w okolicznościach, w których później ujawnią się anomalie, dostrzega się tylko to, co oczekiwane i zwykłe. Bliższe zaznajomienie się z nimi rodzi jednak świadomość, że coś jest nie w porządku lub że uzyskany wynik wiąże się z jakimś poprzednio popełnionym błędem. Uświadomienie sobie anomalii otwiera okres wypracowywania nowych kategorii pojęciowych, który trwa dopóty, dopóki to, co zdawało się anomalią, nie stanie się czymś oczekiwanym. Wraz z tym odkrycie doprowadzone zostaje do końca. Wszystkie podstawowe nowości naukowe pojawiły się, jak to już podkreślałem, na zasadzie takich właśnie lub bardzo do nich zbliżonych procesów. Obecnie, kiedy poznaliśmy już ten proces, możemy wreszcie zrozumieć, dlaczego nauka normalna, która nie jest nastawiona na poszukiwanie nowości i która początkowo nawet je tłumi, może mimo to tak skutecznie je wywoływać.

[18] W rozwoju każdej nauki pierwszy uzyskany paradygmat wydaje się zazwyczaj w pełni zadowalający i skuteczny w wyjaśnianiu większości obserwacji i eksperymentów łatwo dostępnych badaczom. Dalszy rozwój wymaga przeto z reguły konstruowania wymyślnych przyrządów, rozwinięcia wyspecjalizowanego słownictwa i umiejętności, uściślenia pojęć, które wskutek tego coraz bardziej oddalają się od swych potocznych prototypów. Ta specjalizacja prowadzi z jednej strony do ogromnego ograniczenia pola widzenia uczonego i znacznego oporu wobec zmiany paradygmatu. Nauka staje się coraz bardziej sztywna. Z drugiej zaś strony, w tych obszarach, na które paradygmat skierowuje uwagę badaczy, nauka normalna pozwala zdobyć tak szczegółowe wiadomości i dopasować teorię do obserwacji w tak ścisły sposób, jaki bez tego byłby niemożliwy. Co więcej, ta szczegółowość i precyzja w zgraniu teorii i doświadczenia ma wartość przekraczającą ich nie zawsze wielkie samoistne znaczenie. Bez specjalnych przyrządów, które buduje się głównie do przewidzianych zadań, nie można uzyskać wyników prowadzących ostatecznie do czegoś nowego. A nawet wówczas, kiedy przyrządy te istnieją, to, co nowe, ujawnia się tylko temu, kto dokładnie wie, czego powinien się spodziewać, i zdolny jest stwierdzić, że coś jest inaczej, niż być powinno. Anomalie ujawniają się tylko na gruncie paradygmatów. Im ściślejszy jest paradygmat i im dalej sięga, tym czulszym staje się wskaźnikiem anomalii dających asumpt do zmiany paradygmatu. W normalnym toku odkryć nawet opór przeciwko zmianom może być korzystny, o czym przekonamy się w następnym rozdziale. Opór ten oznacza, że paradygmat nie jest pochopnie odrzucany, a dzięki temu badacze nie dają się zbyt łatwo rozproszyć i anomalie, które domagają się zmiany paradygmatu, mogą przeniknąć do sedna istniejącej wiedzy. Już sam fakt, że istotne odkrycia naukowe pojawiają się jednocześnie w różnych laboratoriach, jest tu znaczący: wskazuje on zarówno na tradycyjny charakter nauki normalnej, jak na konsekwentny sposób, w jaki ona sama toruje drogę swym przeobrażeniom.
 

Niech Moc Będzie z Tobą
rosomak

31 marca 2018

Nicze.Sporo materiałów oglądasz w sieci.Od polityki poprzez wynalazki czy fantastykę Trudno za Tobą nadązyć. I Ty Dziwisz się że ludzie nie oglądają tego co Ty. Pracujesz jeszcze zawodowo czy już emeryturka?
Stary, ja mam rodzinę i prowadzę biznes. Gdybym miał tyle czasu spędzać w internecie to chyba pożegnałbym się i z jednym i drugim.
 
nicze

31 marca 2018

Rentier.
Na biznes mam za mały kapitał.
Rzeczy ułożyły się jak ułożyły
radykalny bywam, nie to nie.

Natomiast co się tyczy informacji
jeśli jest jakiś program popularnonaukowy
a w powtórce nie ma części materiału
to w ramach radykalności
wypowiedzi można powiedzieć
"Ch... d... i kamieni kupa"

Kolega Igor epistołę wrzucił
trochę później przeczytam bo wymaga uwagi.
Ale
już widzę że w treści jest owinięcie w bawełnę akceptacji tego że
wszystkiego nie można mówić
Dla mnie jedynym powodem jest popsucie komuś biznesu.
Tylko do tego to się sprowadza z ewentualna piątkowa wizytą tego tam.Takie
poniekąd rozwodnienie tematu.
Wole to tak nazwać po prawdzie
przeszkadzaniem w czyimś interesie
niż powiedzeniem że społeczeństwo do czegoś nie dorosło.
Inna sprawa że ludzi nie interesuje więcej niż chleb i "kiełbasa".
Ja mogę się czymś nie zajmować nie dlatego że jestem głupi tylko dlatego że ktoś ma w tym interes, ale to musi coś dać w zamian.
I z tym jest problem.


Tak w ogóle spokojnych radosnych świąt życzę.
 
Ilość wypowiedzi w tej dyskusji: 7006
Nowy temat  |  Spis tematów Nowszy wątek  |  Starszy wątek

Proszę zalogować się aby zabrać głos na forum.
Jeśli nie masz konta, możesz w prosty sposób zarejestrować się.